Młyn Tomaryny
O nas
Nasza Historia
Nie wierzycie w przeznaczenie?
Przeczytajcie…
To musiało się tak skończyć.
Mój dziadek miał w czasie wojny młyn w środku lasu nad Pasłęką w Płoskini. Po wojnie kupił drugi – w Płośnicy, i to tam właśnie spędziłam swoje dzieciństwo. Przez wiele lat mieszkałam na ul. Młyńskiej, pisałam pracę magisterską o George Eliot i jej „Młynie nad Flossą”, wolę raczej nadmiar, ruch i młyn niż święty spokój. Nie upatruję więc przypadku w tym, że kiedy pewnego marcowego dnia zobaczyliśmy z Jackiem młyn na sprzedaż, dosłownie usiedliśmy z zachwytu i wrażenia, a 3 dni później …byliśmy już jego właścicielami. Pomimo, że właściwie był już sprzedany, pomimo, że potem pojawił się tajemniczy kupiec gotów przebić naszą ofertę i odkupić go z dużą przebitką, wiedzieliśmy, że Młyn Tomaryny czekał właśnie na nas. Bo czasem tak jest – widzisz po raz pierwszy kawałek pola, drzewa, las i decydujesz – to moje miejsce na ziemi.
Moja babcia, gdyby żyła, miałaby dziś 99 lat, a dziadek 105.
Prawie 40 lat temu na jej gofry z jagodami schodziło się do młyna pół wsi, a ona cierpliwie piekła kolejne porcje, po które bez końca wyciągaliśmy umorusane dziecięce dłonie. Mąki było pod dostatkiem – właściwie codziennie jedliśmy kluski na mleku, chrupiący chleb z domowym twarogiem i pomidorami, i o zgrozo – cukrem, naleśniki, owocowe drożdżówki lub gofry właśnie. Kolacje jadaliśmy w przeszklonej werandzie, a zachodzące słońce migotało w kolorowych szybkach i karafkach, pod sufitem bzyczały muchy. Wieczorem resztki jedzenia rozrzucałam kurom w kurniku, nic się nie marnowało.
Po babci odziedziczyłam temperament, zamiłowanie do przekleństw…
… (jebał to pies było jej ulubionym), miłość do lasu i zwierząt. Po podwórku zawsze biegał jakiś Puszek czy Muszka, kury wchodziły na werandę, a w owocowym sadzie rezydowała sarna Basia, która przybiegała tylko do niej na karmienie prosto z butelki. Podobno robiła jedną porcję dla mnie, drugą dla niej.
Nauczyła mnie jeździć na rowerze bez bocznych kółek i zawsze uważała, że to ok jeśli dziewczynka od zabawy lalkami woli chodzenie po drzewach w sadzie, a zamiast lakierek wybiera trampki. Dzięki temu moje dzieciństwo miało wiatr we włosach, chude posiniaczone nogi i szelmowski uśmiech. Z dziadkiem stanowili przykład pary, która w ogień by za sobą skoczyła. Kłócili się krótko ale ogniście, najbardziej cierpiała zastawa stołowa, a potem leżeli w łóżku trzymając się za ręce i patrząc sobie w oczy jak nastolatki.
Mój dziadek był człowiekiem renesansu.
W dzień mielił mąkę, wracał w mącznych ubraniach z młyna, otrzepywał przed domem marynarkę i wtedy unosił się nad nim na chwilę biały magiczny obłok. Jadł obiad, by już za chwilę grać na mandolinie, akordeonie albo w baśkę. To po nim odziedziczyłam miłość do literatury – czytał kilka książek na tydzień, co kilka dni pędziłam więc na rowerze do wiejskiej biblioteki po kolejną dostawę. Na poczekaniu wymyślał baśnie i bajki, po których zasypiałam i wtedy śniły mi się krasnoludki i Tomcio Paluchy. To on kupił mi pierwszą torebkę i woził latem nad rzekę albo jezioro. Kiedy miałam kilka lat poleciał do swojego brata do Ameryki. Tak się kiedyś mówiło, nie do Stanów, a do Ameryki. Przywiózł stamtąd kolorowe polaroidy, które oglądaliśmy bez końca i opowieści, że w Ameryce można kupić w piekarni kilkadziesiąt rodzajów chleba i bułek. Nie mogliśmy się nadziwić temu zbytkowi, przecież żyliśmy w czasach kiedy chleb to był chleb, a bułka była bułką.
60 lat temu mieszkali w młynie nad rzeką.
Teraz historia zatacza koło: nasz młyn łączy z ich młynem ta sama rzeka – Pasłęka. Kiedy o tym myślę, mam ciarki. Mam nadzieję, że w jakiś sposób widzą, że próbujemy stworzyć piękne, przyjazne miejsce, że pracujemy na to z równym zapałem jak oni. Mam nadzieję, że podobałaby im się nazwa Dobry Zaczyn – bo nasze miejsce powinno kojarzyć się tak dobrze jak świeży, chrupiący, pachnący ogniem chleb.
I żeby można tu było odpocząć i …zacząć od nowa.
Zapraszamy Was do nas…
Nasze siedlisko można wynająć w całości na wyłączność, albo zatrzymać się w jednym z naszych przytulnych pokoi, spróbować naszej kuchni, pomoczyć nogi w Pasłęce wśród szumu drzew i rzeki…
Ania i Jacek
SIEDLISKO
Młyn Tomaryny
Adres
Tomaryny 26, 11-036 Tomaryny